CHRISTMAS DREAM
W roli głównej: Nicole Stone, Zayn Malik, Liam Payne, Louis Tomlinson, Niall Horan, Justin Bieber, Demi Lovato, Harry Styles.
Ilość stron: 21
Od autorki: Jejku, szczerze mówiąc, przypuszczałam, że ten one shot będzie długi, ale w życiu nie pomyślałabym, ze będzie miał 21 stron hahaha. Jakoś tak wyszło podczas pisania... W sumie nie wiem co myśleć o tej historii. Z jednej strony bardzo mi się podoba, jednak mam dziwne obawy, ze nie przypadnie wam do gustu. Mam nadzieję, że to tylko moja paranoja i że ten tekst, nad którym siedziałam naprawdę długo, spodoba się wam.
Na koniec, chciałabym życzyć wam jeszcze raz, wesołych świąt w gronie rodzinnym, spełnienia marzeń, dużo radości, wymarzonych prezentów pod choinką, miłości i wszystkiego co dla was najlepsze. Wszystkim osobom, które prowadzą blogi, życzę dużo weny i samozaparcia do ćwiczenia i pogłębiania swojej pasji. Dziękuje wam wszystkim za to, że czytacie moje wypociny. Dziękuję za to z całego serca.
Jeśli ktoś ma ochotę, to tutaj jest mój zeszłoroczny, świąteczny > one shot <
Zapraszam do czytania!
Był przedświąteczny wieczór. Położyłam się do łóżka w miarę wcześnie, nie mogąc znaleźć lepszego zajęcia dla siebie. Zapaliłam cynamonową świeczkę stojącą na szafce nocnej i upiłam łyk ciepłej herbaty z miodem. Zapach cynamonu i herbata z miodem to dwie i jedyne rzeczy, które lubię w zimie i okresie przedświątecznym.
Samych świąt nienawidzę, ale to już inna historia. Pomyślisz, że jestem dziwna, prawda? Nie martw się, wiele osób tak sądzi. No bo jak można nie lubić świąt? No patrzcie, jednak można. Odgarnęłam kilka kosmyków blond włosów z twarzy. Otworzyłam książkę, którą aktualnie czytałam i zagłębiłam się w lekturę.
Kiedy zaczęłam robić się senna, odłożyłam książkę, zgasiłam świeczkę, wyłączyłam lampkę, ułożyłam się wygonie na łóżku i czekałam na sen. Przyszedł on zadziwiająco szybko, pozwalając mi pozbyć się niechcianych wspomnień i myśli, które jak co noc, przed zaśnięciem pojawiały się w mojej głowie.
Wybudziłam się gwałtownie, czując jak oślepiający blask świeci w moje oczy. Szybko zakryłam je dłonią i czekałam aż zniknie. Tak się nie stało, więc powoli pozwoliłam moim oczom, aby przyzwyczaiły się do jasnego światła. Rozejrzałam się w koło i z przerażeniem zorientowałam się, że znajduję się w nicości. Białej, jasnej i pustej nicości.
Czy ja umarłam? Nie możliwie, nie mogłam umrzeć podczas snu, prawda? A może jednak?
- Co jest grane? – mruknęłam pod nosem. Okręciłam się wokół własnej osi i z wahaniem zrobiłam kilka kroków do przodu. Szłam przed siebie, czekając aż napotkam po drodze jakaś przeszkodę, jednak po blisko trzech minutach marszu, nic takiego się nie stało. Zmarszczyłam brwi i podrapałam się po głowie.
- Halo? Jest tutaj ktoś?! Pomocy! – krzyknęłam i usłyszałam jak mój własny głos odbija się echem. – Jasna cholera – mruknęłam, kiedy po dłuższej chwili nie usłyszałam odpowiedzi.
- Nicole? – Usłyszałam męski głos za swoimi plecami i błyskawicznie się odwróciłam. Przed sobą ujrzałam wysokiego, dobrze zbudowanego szatyna. Jego duże, brązowe oczy wpatrywały się we mnie, a przystojną twarz przyozdabiał uśmiech. Zdziwiona uniosłam brwi i przekrzywiłam głowę. Znam tego chłopaka. Bardzo dobrze go znam.
- Liam? Co ja tu robię? Co to za miejsce? – zasypałam go pytaniami, robiąc krok w jego kierunku. Chłopak uśmiechnął się ciepło odpowiedział:
- Pozwól, że coś ci pokażę – powiedział i wskazał dłonią kierunek. Niepewnie ruszyłam w tamtą stronę i zobaczyłam drzwi. Zerknęłam na Liama, który pokiwał głową w zachęcającym geście.
Nacisnęłam klamkę i drzwi otworzyły się przede mną otworem. Nie mogąc przezwyciężyć ciekawości, ruszyłam do przodu, nie wiedząc co czeka mnie po drugiej stronie.
Staliśmy na jakimś dziwnym wzgórzu, z którego rozciągał się widok na nieduże miasteczko. Było w nim coś… Niezwykłego. Mieniło się dziesiątkami kolorowych lampeczek choinkowych, domy były małe, żadnych wysokich budynków, zwykła wioska. Zza horyzontu powoli wyłaniało się grudniowe słońce, jednak wokół wciąż panował półmrok.
Owinął mnie chłodny powiew powietrza a ja mimowolnie zadrżałam, co nie uszło uwadze Liama.
- Lepiej chodźmy zanim wymarzniesz – stwierdził Liam i ściągnął ze swoich ramion gruby sweter i podał mi go. Spojrzałam na chłopaka i z wahaniem nałożyłam na siebie ciepłe ubranie. Liam został jedynie w bluzie, jego szyję otulał szalik, a na głowie miał ciepłą czapkę. Nie zdawał się przejmować tym, że wokół panuje mróz.
Zaczął schodzić w dół wzgórza więc ruszyłam za nim. W milczeniu dotarliśmy na dół i Liam zaczął lawirować między małymi uliczkami, aż w końcu zatrzymał się przed jednym z wielu domów, które swoją drogą wyglądały identycznie. Obecnie różniły się tylko dekoracją zewnętrzną, czyli różnymi świecidełkami, świątecznymi figurkami i takimi innymi pierdołami. Otworzył drzwi i przepuścił mnie do środka.
Nic nie mówiąc, rozpalił w kominku i nastawił wodę na herbatę. Podał mi ciepły kocyk, a sam usiadł na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie. Posłałam mu delikatny uśmiech i usiadłam obok.
- Powiesz mi w końcu gdzie ja jestem? – spytałam zniecierpliwiona pocierając swoimi dłońmi o uda.
- Nie uwierzysz mi – powiedział z rozbawieniem w głosie. Prychnęłam.
- To nie ma znaczenia. To tylko sen, mów – ponagliłam go. Liam uśmiechnął się tajemniczo i wstał z kanapy. Podszedł do okna i odchylił zasłonkę w oknie.
- Jesteś w krainie świętego mikołaja, Nicole – odpowiedział. Uniosłam brwi ze zdziwienia i w myślach wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Na twarzy udało mi się jednak zachować powagę i powiedziałam:
- Okej.
Liam zaśmiał się pod nosem jednak nic nie odpowiedział.
- Po co tu jestem?
- Za co tak naprawdę tak bardzo nienawidzisz świąt? –spytał zupełnie ignorując moje pytanie. Westchnęłam głęboko, w porę gryząc się w język, aby nie powiedzieć czegoś niemiłego. Musiałam odpowiedzieć na jego pytania, aby otrzymać odpowiedź na swoje własne, prawda?
Zanim jednak odpowiedziałam, zastanowiłam się przez chwilę. Pyta się mnie o taką zupełnie oczywistą rzecz. Powinien to wiedzieć, prawda? – pomyślałam. Ale po chwili dotarła do mnie także inna myśl. Ten sen jest zupełnie popieprzony, więc może Liam tak naprawdę mnie tutaj nie zna? Uznałam, że to bardziej prawdopodobne więc odpowiedziałam:
- Kiedyś lubiłam święta. Zmieniło się to jakieś dwa lata temu. Nie od razu, wiadomo. Zaczęło się od tego, że w pewne święta na święta moja rodzina trochę się pokłóciła przez co tamte święta były kompletną porażką. Później Alice, moja starsza siostra popełniła samobójstwo i rodzice zaczęli się często kłócić. Rozstali się i od tego czasu święta straciły swoją magię. Ojciec wyjechał do Szkocji, gdzie znalazł sobie jakąś młodszą o dziesięć lat laskę z którą teraz ma córkę, która szybko zastąpiła mu mnie. Tworzą jedną, wielką, szczęśliwą rodzinkę w której nie ma dla mnie miejsca. Zamieszałam więc z mamą i żyłam tak do ukończenia liceum. Później wyjechałam do Londynu gdzie poznałam szóstkę cudownych przyjaciół i wymarzonego chłopaka. Wszystko było w porządku do czasu aż moja mama nie zachorowała. Zmarła niecałe pól roku później, miesiąc przed świętami. Po tym odwróciłam się od wszystkich i… Wszystko się zmieniło. Ja już nie żyję, ja egzystuje. Wszystko straciło dla mnie sens. Przestałam cieszyć się życiem, tak po prostu. Z dnia na dzień – powiedziałam cicho, przygryzając wargę i ocierając łzę, która nie wiedząc kiedy spłynęła mi po policzku.
Liam objął mnie ramieniem, przyciągając mnie do siebie, a ja nie stawiając oporu, oparłam głowę na jego piersi. Jego ciepłe i silne ramiona ukoiły moje nerwy. Taki prosty gest, który przypomniał mi o dawnych, dobrych czasach w których Liam był moim najlepszym przyjacielem.
Ciekawe czy jeszcze mnie pamięta…
Kiedy miasteczko zaczęło budzić się do życia, Liam dał mi do ubrania jakieś cieple ubrania i wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak po drodze przywitał się z kilkoma znajomymi osobami i dzielnie kroczył przez miasteczko, a ja dreptałam posłusznie za nim, znów czując ogarniającą mnie ciekawość. Wokół nas było biało, śnieg osiadał na moich włosach, a ja urzeczona obserwowałam jak białe płatki spadają z nieba. Było to dla mnie coś niezwykłego, bo w Londynie, w tym roku nie doczekaliśmy się śniegu.
- Gzie idziemy? – spytałam zaciekawiona.
- Na plac – odpowiedział. – Zaraz będziemy na miejscu.
I faktycznie, po może dwóch minutach dotarliśmy na duży plac, pełen ludzi kupujących różne rzeczy na świątecznym targowisku, który był tutaj umiejscowiony.
- Uhm, Liam, jaki jest dzisiaj dzień? – spytałam przypominając sobie, że zastanawiałam się nad tym zaraz po tym jak się tu znalazłam.
- Jutro Wigilia.
- Oh – powiedziałam zaskoczona. Data zgadzała się z tą w rzeczywistym świecie. Dlaczego mnie to tak dziwi?
Liam zaprowadził mnie w stronę chłopaka stojącego z gitarą i śpiewającego świąteczne piosenki. Mimo tego, że nie przepadałam za nimi nastolatka sprawił, ze się uśmiechnęłam. Szybko zrozumiałam, że to Harry, mój kolejny przyjaciel. Miał bardzo ładny głos i najwidoczniej nie tylko ja tak sądziłam, gdyż kilka osób zatrzymało się, aby go posłuchać.
- To jest Harry. Młody i naprawdę świetny chłopak, któremu niestety życie cały czas podkłada kłodę pod nogi i wszystko utrudnia. Żyje sam, czasami ledwo wiąże koniec z końcem, jednak jest bardzo silny i dzięki pomocy przyjaciół i wielu innych osób, daje radę.
- To niezwykłe – powiedziałam z namysłem, mrużąc oczy i przyglądając się chłopakowi z loczkami z dalekiej odległości. – Wygląda na bardzo młodego.
- Tak, ma dopiero szesnaście lat, ale przeszedł dużo więcej niż przeciętny dorosły… - powiedział Liam, a w jego oczach błysnął smutek.
- Szesnaście? Wow – sapnęłam zaskoczona. – co się stało z jego rodzicami?
- O to już powinnaś zapytać się go sama. Idź, złapię cię później. Nie martw się, na pewno cię odnajdę – powiedział widząc zdezorientowanie na mojej twarzy. – Załatwię w tym czasie kilka ważnych spraw, a ty… Cóż, po prostu porozmawiaj z Harrym, on poprowadzi cię dalej – polecił i nie czekając na odpowiedź, wtopił się w tłum ludzi i tyle go wdziałam.
Westchnęłam głęboko i ponownie zerknęłam na Harry`ego, który akurat skończył grać piosenkę. Nie czekając aż się rozmyślę, ruszyłam w jego stronę i kiedy stanęłam przed nim, spytałam:
- Harry?
- Tak? – odpowiedział loczek, uśmiechając się do mnie przyjaźnie, ukazując dołeczki w policzkach.
- Jestem Nicole… Yhm, przysłał mnie Liam i…
- Ach tak, wspominał mi, że nas odwiedzisz – przerwał jej, chowając gitarę do pokrowca. Uniosłam brwi ze zdziwienia, że Liam z góry wiedział, że się pojawię. – Może się przejdziemy? – zaproponował.
Zgodziłam się na jego propozycję i po chwili ruszyliśmy wzdłuż placu mijając dziesiątki zabieganych ludzi. Na ich twarzach malowały się uśmiechy, jakby przeciskanie się przez tłum osób sprawiało im przyjemność. Nigdy nie zrozumiem ludzi i ich miłości do świąt, to jest pewne.
- Harry, co się stało z twoimi rodzicami? – spytałam cicho, nie bardzo wiedząc czy mogę o to zapytać. Niby tak mi powiedział Liam, ale przecież Harry mnie nie zna i to trochę takie… Dziwne.
- Nie pamiętam ich, umarli kiedy byłem mały i wtedy trafiłem do sierocińca, gdzie spędziłem większość swojego życia. Ale jest w porządku, naprawdę. Moje dzieciństwo było w porządku, jednak po skończeniu piętnastego roku życia musiałem się usamodzielnić. I tak wylądowałem tutaj, śpiewając dla przechodniów i dzieląc się tym, co kocham robić najbardziej. Ogólnie to lubię patrzeć jak przygotowują się do świąt. Obserwować ich jak chodząc od sklepu do sklepu, witając się z dalekimi znajomymi, składają sobie życzenia i czekają na jeden, wyjątkowy dzień w roku.
Po usłyszeniu wyznaniu chłopaka zwolniłam kroku i zmarszczyłam brwi, wpatrując się w jego sylwetkę. Pokręciłam głową, nie mogąc wyjść z podziwu jak dziwną osobą był Harry.
- Ty kochasz święta, prawda? – spytałam, lecz było to pytanie retoryczne.
- Oczywiście, że kocham święta! To najpiękniejszy okres w roku – odpowiedział Harry jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Prychnęłam pod nosem, przeczesując dłonią włosy.
- To niesamowite, spędzasz święta sam, ledwo wiążesz koniec z końcem, a mimo to, cieszysz się radością innych ze spędzania świąt z rodziną…
- Coś ci powiem Nicole, mimo młodego wieku, życie zdążyło nauczyć mnie, że trzeba żyć z dnia na dzień. Trzeba chwytać momenty, zatrzymując je w sercu, trzeba żyć z myślą, że ten moment zdarzy się tylko raz. Nie możemy rozpamiętywać przeszłości, ani użalać się nad własnym losem, bo nim się obejrzymy, a nasze życie przeleci nam przed nosem i jak w końcu zrozumiemy na czym polega nasz problem, będzie już za późno.
Moja dolna warga zaczęła mi niebezpiecznie drżeć, kiedy słuchałam słów Harry`ego, wpatrując się w jego zielone oczy. Były tak boleśnie prawdziwe, wiedziałam to, a jednak ponownie zignorowałam radę innego człowieka. Odwróciłam wzrok, pociągając nosem i po chwili znów spojrzałam na nastolatka uśmiechając się blado.
- Gdzie zmierzamy dalej? – spytałam zachrypniętym głosem, szybko odchrząkując i posyłając mu wymuszony uśmiech.
Harry to dostrzegł, jednak nic nie powiedział i jedynie obrzucił mnie zmartwionym spojrzeniem i wskazał dłonią kierunek w którym mieliśmy się udać.
Ponownie puściłam mimo uszu cudze słowa, które zamiast wziąć sobie do serca, po prostu zignorowałam. Nie wiedziałam jak wiele razy ktoś będzie musiał mi to powiedzieć, abym w końcu zrozumiała, że to nie w ludziach, a we mnie tkwi problem, tak jak dotychczas myślałam?
Dotarliśmy do kolorowego budynku z którego co chwila wychodziły małe dzieci ubrane w czerwono zielone stroje, dzierżąc w rękach paczki z prezentami. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc radość na ich twarzach.
Harry otworzył przede mną drzwi do budynku i wpuścił mnie do środka. Było to coś na kształt dziwnej fabryki pełnej… Dzieci. Uniosłam jedna brew, patrząc na ten niecodzienny widok. Zerknęłam na Harry`ego, który uśmiechał się obserwując małych pracowników.
- Co to za miejsce? Co tu robią te wszystkie dzieci? – spytałam, szybko odskakując na bok i ustępując miejsca kolejnej fali dzieci wychodzącej z budynku.
- To jest fabryka zabawek – odpowiedział Harry witając się z niskim chłopczykiem, który przechodził obok.
- A te wszystkie dzieci? – spytałam szeptem, obserwując z podziwem jak szybko uwijają się przy taśmach, przekładając paczki z prezentami lub pakując je w ozdobny papier.
- Fabryka zabawek to nie moja działka. Powinnaś spytać się Louisa – polecił loczek.
- Louisa? – spytałam głupio, czując w kościach kogo za chwilę ujrzę.
- Oh tak, Louis nadzoruje fabrykę i dba o to, aby panował tu porządek – odpowiedział Harry. – O, stoi tam! – powiedział Harry, wskazując dyskretnie dłonią na szczupłego chłopaka stojącego przy barierkach nad nimi.
Uśmiechnęłam się rozpoznając twarz Tomlinsona. Wyglądał zupełnie tak samo jak w rzeczywistości. Jego niebieskie oczy lśniły tym samym blaskiem, a usta były rozciągnięte w uśmiechu, Zmienił się jedynie jego ubiór Miał na sobie czarny płaszcz, a pod nim brązowy sweter.
Przeniosłam swój wzrok na Harry`ego, który także wpatrywał się w Louisa, jednak w jego oczach dostrzegłam smutek. Zmarszczyłam brwi i spytałam:
- Harry? Co się stało? Dlaczego jesteś taki przygnębiony?
- To nic takiego, naprawdę- zapewnił chłopak i obdarzył mnie wymuszonym uśmiechem, który nie dosięgał jego oczu. Westchnęłam zmartwiona i położyłam mu rękę na ramieniu.
Mimo tego, ze stojący przede mną Harry był mi zupełnie obcy, wyglądał zupełnie tak samo jak mój niegdyś najlepszy przyjaciel, dla którego zrobiłabym wszystko, aby mu pomóc. Dlatego też chciałam dowiedzieć się co było powodem smutku Styles`a. Nie miało znaczenia, że ten Harry prawie mnie nie zna.
- Harry… Możesz mi powiedzieć – zachęciłam go, a brunet spojrzał na mnie smutnymi oczami. Na widok bólu w jego zielonych tęczówkach zakuło mnie serce. Poczułam dziwną potrzebę przytulenia go, jednak nie zrobiłam tego.
- Nie wiem czy mam ochotę o tym mówić – mruknął odwracając wzrok.
- Poczujesz się lepiej jeśli komuś o tym opowiesz – powiedziałam niepewnie, wzdychając głęboko.
- Okej… - powiedział cicho. – Chodzi o Louisa… - zaczął, zerkając na mnie i obserwując moja reakcję. Posłałam mu pełen otuchy uśmiech i pokiwałam głową, aby kontynuował. – Ja… Przychodziłem tutaj dość często, pomagając mu w pracy, spędzałem z nim dużo czasu i… Nie wiedząc kiedy, on po prostu stał się dla mnie kimś więcej niż przyjacielem – szepnął chłopak, spuszczając głowę w dół, aby jego twarz zakryła burza loków.
Zagryzłam wargę, doskonale wiedząc do czego Harry zmierza.
- Zakochałeś się w nim prawda? – szepnęłam.
Szesnastolatek uniósł głowę i spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.
- Nie powinienem… To nie powinno się zdarzyć – wyszeptał. – To jest złe…
- Nie Harry, to nie jest złe – zapewniłam go, chwytając ciepłą dłoń chłopaka. – Miłość nie wybiera…
- Ale nie można zakochać się w swoim najlepszym przyjacielu – jęknął chłopak, wyrywając rękę z mojego uścisku. Schował twarz w dłoniach, a jego ramiona szybko unosiły się i opadały.
Serce krajało mi się na widok zrozpaczonego chłopaka, który gubił się we własnych uczuciach i myślach. Wyciągnęłam rękę, aby pogładzić go po plecach, jednak on szybko wyprostował się o otarł łzy z twarzy, udając, że nic się nie stało. Wzruszył ramionami i powiedział:
- Z resztą, to bez znaczenia. Louis i tak nigdy nie poczuje do mnie tego samego co ja do niego. Dla niego zawsze będę jedynie przyjacielem… - powiedział zachrypniętym głosem i odgarnął loki z twarzy. – Miło było cię poznać Nicole. Miłego pobytu – szepnął i już zamierzał się odwrócić i wyjść, jednak chwyciłam go za rękę.
Przytuliłam go mocno, a chłopak po chwili odwzajemnił mój uścisk. Trzymałam głowę w zagłębieniu szyi Harry`ego i chwilę później uniosłam ją i wyszeptałam chłopakowi do ucha:
- Nigdy nie trać nadziei, Harry.
Puściłam go i spojrzałam ostatni raz na chłopaka. Zobaczyłam dezorientację na jego twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie i nie oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę Louisa.
5. [Justin Bieber - Drummer Boy]
- Louis, dlaczego wszystkie te dzieciaki tu pracują? – spytałam po kilku minutach rozmowy z Tomlinsonem.
- To… Nie są zwyczajne dzieci, Nicole. To świąteczne elfy – powiedział uśmiechając się ciepło, z uwagą obserwując ich pracę.
- Elfy? – powiedziałam cicho, unosząc brew do góry. Dlaczego mnie to dziwi? Przecież to sen, więc wszystko może się zdarzyć. Nawet dziecięce elfy. Jezu, jakie to popieprzone.
- Tak, to są dzieci, które nie mają rodziny. Pracują tutaj ze mną cały rok, one same stanowią jedną, wielką rodzinę… Mieszkają w sierocińcu, a codziennie przychodzą tutaj żeby mi pomóc.
Zrobiło mi się ich szkoda. Tyle małych duszyczek, samotnych serduszek, które nie zaznały ciepła i nie zasmakowały prawdziwych świąt…
- To smutne – szepnęłam. – Jak te biedne dzieci spędzają wigilię?
- W swoim gronie, razem ze Świętym Mikołajem i ze mną. Nie martw się, nie są same. Nie pozwoliłbym na to – odpowiedział z powagą. Pokiwałam głową i przez chwilę wpatrywałam się w elfy, które sumiennie wykonywały pracę.
- Wszystko nadzorujesz sam? – spytałam nie mogąc wyjść z podziwu, że Louis potrafi sam ogarnąć chmarę dzieci.
- Nie zawsze, czasami pomaga mój przyjaciel Harry – powiedział Louis, zapisując coś w notatki, który trzymał w dłoni.
Westchnęłam cicho na wzmiankę o loczku.
- Poznałam go wcześniej, to on mnie tutaj przyprowadził – powiedziałam uśmiechając się do Louisa. – Świetny z niego chłopa.
- Tak, to prawda – powiedział krótko Louis. Odwróciłam się przodem do niego i dalej drążyłam temat.
- Długo się znacie? - Spytałam niby to od niechcenia. Louis dalej notował coś w notesie, a ja cieszyłam się, że nie nabrał żadnych podejrzeń.
- Tak, będą już chyba za dwa lata… - powiedział z namysłem Louis, przygryzając końcówkę długopisu.
- Wow, to długo, pewnie staliście się sobie bardzo bliscy – powiedziałam kiwając głową. Czasami moje zdolności aktorskie się przydają.
- Tak, Harry jest dla mnie… - Louis zamyślił się na chwilę i zanim odpowiedział, zamknął notes i odłożył go na biurko obok. – Powiedziałbym, ze jest dla mnie jak brat, ale to niezbyt trafne określenie… On jest po prostu… Najcudowniejszym chłopakiem, którego kiedykolwiek poznałem.
Cały czas bacznie obserwowałam Louisa, który utkwił wzrok w nieokreślonym punkcie przed sobą. Mojej uwadze nie umknął wyraz jego twarzy, kiedy mówił o Harrym. Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się. Wiedziałam, Boże, jestem geniuszem! – pomyślałam.
- Lecisz na niego! – pisnęłam z szerokim uśmiechem na buzi. Louis spojrzał na mnie ze strachem oczach i powiedział:
- Bądź ciszej, proszę – mruknął. - I nie, nie lecę na niego, to nie prawda – powiedział odwracając wzrok i ponownie biorąc notes do ręki, kartkując go w milczeniu. Szybkim ruchem wyrwałam mu go z dłoni, a Louis westchnął sfrustrowany.
- Pojawiasz się znikąd, robisz mi bałagan w głowie i wywracasz mój dzień do góry nogami – mruknął z udawaną złością.
- A ty odwracasz kota ogonem, jednak słabo ci to wychodzi, Louis – powiedziałam rozbawiona, wzruszając ramionami.
- Nie, ja… Nie wywracam żadnego kota ogonem! – powiedział zirytowany. – Harry jest dla mnie tylko przyjacielem, ubzdurałaś coś sobie – powiedział wzruszając nonszalancko ramionami.
Zaśmiałam się cicho i zaczęłam gorączkowo kaszleć, aby następnie wydusić:
- Bullshit!
Louis spojrzał na mnie rozbawiony.
- Ty, dziewczyno, dobra jesteś, muszę przyznać. Ale lepiej już idź i przestań wymyślać bajeczki. Mam dużo pracy – powiedział Louis uśmiechając się do mnie szeroko.
- Jak sobie chcesz Tomlinson, ale posłuchaj mnie uważnie – poleciłam zakładając czapkę na głowę. – Wiem, że ty i twój ‘przyjaciel’ – zironizowałam, robiąc w powietrzu palcami cudzysłów – Harry nie jesteście sobie obojętni. Ani on nie jest obojętny tobie, ani ty jemu. Uwierz mi, wiem co mówię, widziałam i słyszałam już dzisiaj to i owo – mrugnęłam do niego i uśmiechnęłam się szeroko, widząc szok na jego twarzy.
Pokręci głową i prychnął.
- Liam mówił, że masz udać się teraz do domu świętego Mikołaja. Trafisz na pewno, po prostu idź cały czas prosto aż napotkasz większy od innych dom. Nie przegapisz go – powiedział i odwrócił się do niej plecami, udając się do swojego gabinetu.
- Papa Louis, szczęśliwego życia z Harrym! – krzyknęłam na pożegnanie i dostrzegłam jak Tomlinson zaciska dłonie w pięści i wzdycha zirytowany. Zachichotałam i zeszłam na dół, wychodząc z fabryki.
Stanęłam przed domem Świętego Mikołaja, czując dziwne zdenerwowanie. Przecież to Święty Mikołaj, on pewnie ma dużo spraw na głowie. Szczególnie w tym okresie. Święty cholerny Mikołaj – pomyślałam i prychnęłam. To śmieszne, on nawet nie istnieje. Ale to sen, więc wszystko jest możliwe.
- Dobra, przecież mnie nie zje, co nie? – mruknęłam pod nosem i weszłam po trzech schodkach, stając pod drzwiami. Zapukałam kilka razy i cierpliwie czekałam Aż ktoś zjawi się w progu. Po kilku sekundach drzwi otworzyła krępa kobieta z siwymi włosami, uśmiechnięta przyjaźnie.
- Oh, ty musisz być Nicole! Liam powiedział, że wpadniesz. Wejdź kochanie, wejdź – ponagliła mnie ręką.
W środku panowało przyjemne ciepło, z radia leciały kolędy a w powietrzu unosił się zapach cynamonu. Wszędzie porozwieszane były świąteczne dekoracje, których swoją drogą bardzo nie lubiłam.
- Napijesz się czegoś złociutka? – spytała kobieta prowadząc mnie do kuchni. – Może gorącej czekolady? – zaproponowała. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
- Na pewno nie przeszkadzam? W przedświątecznym okresie Święty Mikołaj ma pewnie dużo pracy… - powiedziałam, rozglądając się po kuchni, która była bardzo przytulna i kojarzyła i się z domowym ciepłem.
- To prawda, mój mąż ma dużo pracy, ja też niebawem wracam do pomocy, jednak chwila przerwy nie zaszkodzi. Z resztą Liam przysłał cię tutaj żebyś spotkała się moim wnuczkiem – powiedziała a jej twarz usiana zmarszczkami rozjaśnił przyjazny uśmiech.
- Oh, rozumiem – powiedziałam i cierpliwie czekałam na ciepły napój, który zaproponowała mi, jak się okazało, Pani Mikołajowa.
Po kilku minutach swobodnej rozmowy kobieta podała mi kubek z gorącą czekoladą i bitą śmietana na wierzchu.
- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju mojego wnuczka – powiedziała i wyszła z kuchni. Ruszyłam za nią, weszłyśmy po schodach. Stanęłyśmy przed jednymi z wielu drzwi, które nie wyróżniały się niczym spośród pozostałych.
- Zostawię was samych – powiedziała i nie mówiąc już nic więcej, zeszła na dół i powróciła do swoich obowiązków.
Przygryzając wargę zapukałam do drzwi, nie bardzo wiedząc, czego mogę się spodziewać. Chłopak jest małym gówniarzem? A może jest dorosły? Może jest nastolatkiem? Jest miły, czy okaże się dupkiem? Ciekawe jakie ma oczy… - myśli i pytania kłębiły się w mojej głowie, kiedy czekałam aż chłopak otworzy drzwi.
Nie musiałam długo czekać, gdyż po chwili zobaczyłam jasnowłosego chłopaka, który patrzył na mnie niebieskimi oczami. Niall. Momentalnie odetchnęłam z ulgą i wszystkie obawy mnie opuściły.
- Cześć Nicole – przywitał się i przepuścił mnie w drzwiach.
- Dlaczego mnie wciąż dziwi, że wszyscy znają tutaj moje imię? – mruknęłam, wchodząc do niedużego pokoju chłopaka. Blondyn zaśmiał się i wskazał dłonią na dwa fotele przy oknie.
- No może nie wszyscy, ale część osób wiedziała, że się tu zjawisz – powiedział Niall siadając w wygodnym fotelu. Zrobiłam to samo i upiłam łyk pysznej, gorącej czekolady.
- Co to ma w ogóle na celu? Po co ja tu jestem? No bo krążę od osoby do osoby, rozmawiam z nimi, otrzymuję od nich rady, ja daję im rady, ale… Wciąż nie rozumiem jaki jest w tym cel – powiedziałam kręcąc głową.
- Przykro mi, ale nie mogę ci powiedzieć. Wkrótce sama się zorientujesz – powiedział blondyn uśmiechając się radośnie. – Co do rad, które dajesz, to Louis ostrzegał mnie przed tobą. Mam się bać? – spytał patrząc na nią z udawanym przestrachem. Wybuchnęłam śmiechem, nie mogąc uwierzyć w to, że Louis ostrzegł przede mną Nialla.
- Ale on jest głupi – zaśmiałam się. – Bez obaw, Niall. Nie masz się czego obawiać. Jestem zupełnie niegroźna – powiedziałam. – Ja po prostu rozgryzłam zagadkę pod tytułem Louis i Harry.
- Ah tak, nie jesteś pierwsza – mruknął Niall. – Już kilka osób zauważyło, że oni nie są jedynie przyjaciółmi,
- No, czyli miałam rację! – krzyknęłam ucieszona.
- w takim razie stwierdzam, że jesteś niegroźna.
- Niezwykle się z tego powodu cieszę – zaśmiałam się. Nastała chwila ciszy podczas której zarówno ja i Niall zagłębiliśmy się we własnych myślach.
- Niall, jak to jest? No wiesz, być wnuczkiem Swiętego Mikołaja? – spytałam.
- W sumie dla mnie to już nic niezwykłego, traktuję go jak zwykłego dziadka, wiesz o co chodzi. Ale ludzie, którzy mnie otaczają traktują mnie inaczej ze względu na to z kim jestem spokrewniony. To staje się denerwujące po jakimś czasie.
- Tak… Z pewnością… - powiedziałam z namysłem.
- Wiem, że nie lubisz świąt. Ja tez za nimi nie przepadam – mruknął blondyn. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Niemożliwe! Jesteś wnuczkiem świętego mikołaja, musisz kochać święta – powiedziałam z szeroko otwartymi oczami.
- Kiedyś faktycznie je lubiłem, ale im starszy byłem, tym więcej wad w nich dostrzegałem. Zacząłem widzieć fałszywą uprzejmość ludzi, zaczął mnie denerwować ten nastrój, którego ja sam nie czułem. Święta od kilku lat nie są dla mnie powodem do radości. Są powodem do smutku i do rozpamiętywania radosnych chwil, które sprawiają mi ból. No bo jak ja mogę cieszyć się świętami, jeśli to właśnie w święta zginęli moi rodzice?
Rozchyliłam usta po wstrząsającym wyznaniu Nialla. W moich oczach mimowolnie stanęły łzy. Zagryzłam wargę.
- Przykro mi…
- Tak… Mnie tez – szepnął ocierając łzy zbierające się w kącikach niebieskich oczu, które nagle stały się smutne.- Ale to bez znaczenia. To nie przywróci ich do życia…
- Nie, masz rację, że nie… - powiedziałam cicho o dopiłam gorącą czekoladę. – Chyba będę się już zbierać – powiedziałam wstając.
- Poczekaj, pójdę z tobą. Sama możesz nie trafić – powiedział Niall nakładając na ramiona ciepły sweter.
- Oh, okej – powiedziałam zaskoczona. Nie sądziłam, że Niall będzie chciał gdziekolwiek ze mną wyjść, bałam się, ze uraziłam go tym, że tak go wypytywałam.
W milczeniu zeszliśmy na dół, gdzie nie było śladu po Pani Mikołajowej. Ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Niall prowadził mnie krętymi uliczkami i po kilku minutach spaceru dotarliśmy chyba na miejsce.
Znajdowaliśmy się w pobliżu dużej sceny pełnej świątecznych dekoracji, sztucznych choinek i dziewczyn przebranych za mikołajki zabawiające dzieci i rozdające im prezenty. Wśród nich lawirowały także ubrane w błękitne stroje tancerki. Nawet z tej odległości zdołałam dostrzec znajomą twarz. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, kiedy upewniłam się, że nie mam omamów. Zamrugałam, jednak nie, Demi wciąż tam była, sprawnie poruszając się na scenie i co chwila podchodząc do jakiegoś dziecka.
Uśmiechnęłam się na ten widok i spojrzałam na Nialla, który patrzył w innym kierunku niż ja. Podążyłam za jego spojrzeniem i napotkałam ubranego na czarno chłopaka stojącego między uliczkami. Stał oparty o ścianę, paląc papierosa i obserwując tancerki na scenie. Zayn Malik. Zaśmiałam się w myślach widząc mojego ulubionego Bad Boya, który wbrew pozorom miał swoją lepsza stronę, której jednak nie ukazywał zbyt często.
- To jest Zayn. Jest dość… Specyficzny. Trafił tutaj, aby przemyśleć sobie kilka spraw i zmienić się na lepsze… Jest tutaj już ponad dwa tygodnie i niestety nie widać żadnych efektów… - powiedział zasmucony.
- I co, sądzisz, że mnie się to uda? – spytałam zdziwiona. - O nie, Niall, to nie jest dobry pomysł – powiedziałam. – Nie jestem dobra w rozmawianiu z ludźmi…
- Oj przestań, Zayn nie gryzie. Z resztą, umiesz rozmawiać z ludźmi. Porozmawiałaś z Harrym, Louisem, ze mną…
- Ale to co innego – powiedziałam wzdychając ciężko.
- Nie prawda. Chodź – powiedział i chwytając mnie za ramię, pociągnął za sobą. Z miną męczennika ruszyłam z nim w stronę Zayna, który kiedy dostrzegł Nialla, uśmiechnął się.
- Cześć Nialler, co słychać? – zagadnął kończąc palić papierosa i rzucając go na śnieg, zgniatając go butem.
- Nic nowego w sumie. Stary, musisz rzucić to gówno – powiedział, mając na myśli papierosy. - Zayn, poznaj Nicole – powiedział Niall, wskazując dłonią na mnie. Uniosłam wzrok na Malika i wydukałam przywitanie.
- Oh tak, słyszałem o tobie – powiedział w zamyśleniu Zayn. – Cos ty taka nieśmiała? – zagadnął.
- Onieśmielasz ją – powiedział za mnie Niall a ja westchnęłam pod nosem. To nie prawda! – pomyślałam i zerknęłam zirytowana na Nialla. Malik zaśmiał się cicho i uniósł brwi ze zdziwienia.
- Ja? Niby dlaczego? – spytał rozbawiony. Niall wywrócił oczami i znów odezwał się za mnie.
- Jakbyś nie wiedział stary – pokręcił głową i następnie zaśmiał się cicho. – Ja spadam, miło było cię poznać Nicole. Do zobaczenia Zayn! – powiedział a ja w myślach błagałam go, aby nie zostawiał mnie sam na sam z Zaynem.
Ten jednak uśmiechnął się szeroko, pomachał nam i tyle go widzieliśmy. Przestąpiłam z nogi na nogę, przygryzając wargę.
- Więc… Nicole, wiem, że jesteś tutaj po to, aby dawać rady ludziom, próbujesz im pomóc i inne bzdety, ale ja na to nie pójdę.
- Co? – spytałam zdezorientowana patrząc na niego. – Słuchaj, ja sama nie wiem po jaką cholerę tu jestem, więc weź nie wypowiadaj się na temat o jakim nie masz bladego pojęcia.
- O, no w końcu jakaś normalna reakcja. Już myślałem, że cos jest z tobą nie tak – powiedział rozbawiony. Prychnęłam i spojrzałam na niego gniewnym spojrzeniem.
- Ze mną jest coś nie tak? – warknęłam. – Spójrz na siebie, Zayn. Wyglądasz jak wrak człowieka.
Mulat zmrużył groźnie oczy, patrząc mi prosto w twarz. Następnie wybuchnął śmiechem.
- Wiem, że jestem wrakiem, Nicole. Ale co ty możesz o tym wiedzieć? – zaśmiał się gorzko, a ja wzięłam głęboki oddech.
- Uwierz mi, wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić – powiedziałam kręcąc głową. – Widzę, że ukrywasz swoją prawdziwą twarz. Poznałam wielu ludzi i potrafię przejrzeć ich na wylot, czasami się mylę, ale teraz, w twoim przypadku czuję, że mam rację. Tak naprawdę taki nie jesteś, to tylko twoja maska, tarcza, która chroni cię przed otaczającym nas złem. Ja doskonale to rozumiem, naprawdę. – Zayn zacisnął usta w wąską linię i odwracając wzrok wyciągnął papierosa z paczki i odpalił go. - Myślisz, że to cię znieczuliło na wszystko, ale to nie prawda. Prędzej czy później będziesz musiał zdjąć tą maskę i ukazać swoją prawdziwą twarz światu. Swoje lepsze oblicze, które wierzę, że masz. Każdy ma.
Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, a ja już wtedy wiedziałam, że trafiłam w sedno. W jego oczach pojawił się lęk. Już otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak kiedy dostrzegł zbliżającą się do nas dziewczynę, zamknął je szybko i znów oparł się o mur kamienicy i zaciągnął się papierosem. Na jego twarzy znów pojawił się arogancki uśmieszek. Westchnęłam zrezygnowana i obejrzałam się przez ramię. Zobaczyłam Demi idącą w nasza Strobę. Wyglądała na zirytowaną.
- Cześć księżniczko – przywitał się Zayn, posyłając jej piękny uśmiech. – Pięknie tańczyłaś, może kiedyś zatańczymy w duecie? – zaproponował, uśmiechając się zachęcająco.
- Po Pierwsze, prosiłam cię, żebyś tak do mnie nie mówił, a po drugie, chyba w twoich snach, Malik – prychnęła a następnie zwróciła się do mnie. – Ty jesteś Nicole, prawda? – upewniła się, a ja pokiwałam głową.
- Tak, to ja – powiedziałam.
- Oh, nie zabieraj mi jej jeszcze. Tak miło nam się gawędziło! Nicole pewnie z chęcią jeszcze ze mną zostanie. No bo jak mogłaby odmówić mojego towarzystwa?
Zacisnęłam usta w wąską linię i zgromiłam go wzrokiem. Nie nadążam za tym chłopakiem. Jeszcze chwile temu był normalny i okazywał swoje uczucia, a teraz? Znów pojawia się ten Zayn, który mnie onieśmielał i irytował. Moją uwagę przykuła Demi, która nagle zaczęła wydawać dziwne, zduszone dźwięki.
- Demi, co się dzieje? – spytałam przestraszona. Zayn poruszył się zaskoczony i spojrzał na mnie z przerażeniem.
Dziewczyna chwyciła mnie za ramię i szeroko otwartymi oczami wychrypiała:
- N-nie mo-ogę o-oddychać! – zamilkła na chwilę i szybko odsunęła ręce od swojej szyi, prostując się. – Nie ma tu tlenu, bo ego Zayna zabiera całość! – warknęła patrząc się na chłopaka, który momentalnie się rozluźnił i roześmiał. – Możemy już iść? – spytała robiąc minę nadąsanego dziecka. – Myślę, że spędziłaś w jego towarzystwie zdecydowanie zbyt dużo czasu. Lepiej uważaj, bo może ci to zaszkodzić.
Spojrzałam na nią i dostrzegłam iskierki wrogości skierowane w stronę Zayna. Westchnęłam ciężko i powiedziałam:
- Zaraz do ciebie dojdę, okej? Bez obaw, dam sobie radę – uspokoiłam ją. Demi spojrzała na mnie i na Zayna i z wahaniem kiwnęła głową.
- Będę czekała za sceną – powiedziała i odeszła.
Kiedy niknęła z pola widzenia, zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam Malika w brzuch, który na moje nieszczęście okazał się twardy. Jęknął cicho, a ja rozmasowałam kostki ręki, potrząsając nią kilkakrotnie.
- Za co to? – spytał, dotykając obolałe miejsce.
- Za bycie cudownie miłym i za niezwykłe maniery! – zironizowałam. – Jak myślisz, Malik? – warknęłam i cofnęłam się o krok.
- Jezu, przepraszam no! – powiedział wznosząc ręce o nieba. – Wybacz, że nie potrafię zachować się przy dziewczynie, która mi się podoba – warknął.
- Oh… - powiedziałam zaskoczona, wypuszczając powietrze z płuc. Obserwowałam jak Zayn wplata dłonie we włosy i ciągnie za nie. Uniósł na mnie wzrok i spytał:
- Jakieś rady, Matko Tereso? – mruknął. Puściłam te głupie przezwisko mimo uszu i położyłam mu dłoń na ramieniu:
- Na początku, po prostu przestań być takim dupkiem, Zayn. Pokaż jej swoją prawdziwą twarz, jeśli ci na niej zależy i uważasz, że na to zasługuje. Uzbrój się w cierpliwość i nie poddawaj się – przypomniałam mu przytuliłam go niepewnie. Zayn zacieśnił uścisk i przez chwilę nie wypuszczał mnie ze swoich ramion.
- Dziękuję – szepnął.
Dotarłam na miejsce, gdzie miała czekać na mnie Demi. Dziewczyna akurat nakładała na ramiona płaszcz i kiedy mnie dostrzegła, powiedziała:
- Chodźmy już. Niestety okazało się, że nie mam zbyt dużo czasu, bo niedługo mam kolejny występ – mruknęła dziewczyna, rozpuszczając swoje ciemne włosy.
- W porządku – powiedziałam.
- To chodź, zaprowadzę cię do ostatniej osoby, która na ciebie czeka, a po drodze porozmawiamy.
- Ostatniej? – zdziwiłam się.
- Tak, dochodzi szesnasta, twój czas kończy się o osiemnastej – powiedziała Demi uśmiechając się pokrzepiająco, widzą smutek na mojej twarzy.
- Rozumiem… - mruknęłam. – Co jest między tobą, a Zynem? – spytałam nagle.
- Co? – spytała dziewczyna patrząc na mnie zdziwiona. – Nic nas nie łączy, Zayn to skończony idiota, wiesz przecież – powiedziała.
Milczałam przez chwilę, myśląc na tym, co powiedzieć. Chciałam, aby Demi uwierzyła, że Zayn ma drugą, lepszą twarz i aby dała mu szansę, jednak nie wiedziałam jak to zrobić.
- Jest bardzo przystojny – stwierdziłam. Uznałam, że to jest dobry początek rozmowy, taka przynajmniej miałam nadzieję.
Demi spuściła głowę w dół i uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że jest przystojny – potwierdziła nie patrząc na mnie.
- Podoba ci się on? – spytałam uśmiechając się szeroko.
- Zayn? Nie, to kretyn – prychnęła.
Westchnęłam zniecierpliwiona.
- Nie pytam się, czy go lubisz, pytam się, czy ci się podoba. To różnica – podkreśliłam drążąc temat.
Demi jęknęła przeczesała dłonią włosy.
- Tak, podoba mi się! – mruknęła. – Ale na tym koniec, nie lubię go jako osoby.
Uśmiechnęłam się pod nosem, czując, że osiągnęłam już część sukcesu. Wydusiłam z Demi informację, że Zayn jej się podoba, to teraz trzeba przejść do tej trudniejszej części. Jak sprawić, aby ona mu wybaczyła i dala szanse?
- Ty też mu się podobasz, naprawdę – zapewniam widząc jak spogląda na mnie jak na kretynkę.
- Niemożliwe, jest tyle dziewczyn ładniejszych ode mnie, niby dlaczego miał zainteresować akurat mną? – spytała kręcąc głową z niedowierzaniem. Na jej policzkach pojawiły się urocze rumieńce.
- Pytaj się Zayna, nie mnie – wzruszyłam ramionami. – Po prosu mówię to, co słyszałam. Wiem, że go nienawidzisz, ale… Może spróbuj z nim porozmawiać, wiesz, tak normalnie. Znasz takie stwierdzenie, że na świecie jest osiem miliardów ludzi, a szesnaście miliardów twarzy? – spytałam.
Demi przygryzła dolną wargę i zwolniła kroku.
- Tak, każdy człowiek ma dwie twarze – mruknęła. – Wiem to, ale ja po prostu… Nie wiem, ciężko mi uwierzyć, że to określenie pasuje do Zayna, wiesz?
- Demi, pozory mylą. Ludzie mogą nas pozytywnie zaskoczyć. Uważam, że powinnaś dać mu szansę na pokazanie ci tego, jaki naprawdę jest.
- Boję się mu zaufać – szepnęła patrząc mi prosto w oczy, w których zobaczyłam autentyczny strach. – Kiedyś zaufałam o jeden raz za dużo i źle się to dla mnie skończyło.
- Nie możesz wiecznie przed tym uciekać. Prędzej czy później musisz podjąć ryzyko i komuś zaufać. Myślę, że Zayn na to zasługuje, bo być może to ty jesteś tą, która go ocali – powiedziałam, a Demi doskonale zrozumiała o co mi chodzi.
Uśmiechnęła się pod nosem i powiedziała:
- Każda dziewczyna pragnie mieć złego chłopca, który będzie dobry tylko dla niej…
- A każdy chłopak chce grzeczną dziewczynę, która będzie niegrzeczna tylko dla niego. Tak, to prawda, czyż nie? – spytałam na co Demi zaśmiała się cicho i z wahaniem pokiwała głową.
- Przemyślę to, okej? – spytała a ja kiwnęłam głową. Czułam się spełniona, że udało mi się zrealizować chociaż część mojego planu. Reszta spoczywa w rekach Demi. Mam nadzieję, że podejmie właściwą decyzję.
Kiwnęłam głowa i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Naprawdę miło było mi cię poznać – powiedziała z uśmiechem. Pożegnałyśmy się przyjacielskim uściskiem, a Demi powiedziała: - Jesteśmy na miejscu.
Spojrzałam na budynek przed nami. Cukiernia. Hm… To coś nowego – pomyślałam i ruszyłam w tamtą stronę.
Weszłam o środka, a nad moją głową zadzwonił dzwonek sygnalizujący przyjście nowego klienta. W środku pachniało pierniczkami i innymi słodkościami. Z głośników leciała jedna ze świątecznych piosenek, a w oknie wisiały kolorowe lampeczki.
Za ladą stał wysoki chłopak, wyglądający na osobę w moim wieku, ale nie mogłam tego dokładnie stwierdzić, bo przecież stał tyłem. Odwrócił się o powiedział:
- Witam, co podać? – spytał uprzejmie, uśmiechając się. – Oh, przepraszam. Nicole, prawda? – spytał, a ja sztywno pokiwałam głową.
Na widok doskonale znanych mi, orzechowych oczu, które zawsze patrzyły się na mnie z miłością, coś ścisnęło mnie w dołku. Minęło już tyle czasu, a widok Justina wciąż wywoływał ciarki na moim ciele. Co zabawniejsze, stojący przede mną Justin, nie był moim Justinem, był jedynie chłopakiem o takim samym imieniu , który wygląda tak samo jak mój Justin. Oh, i różnica jest taka, że ten Justin mnie nie nienawidzi.
Zacisnęłam dłonie w pięści i potrząsnęłam głową ,nie chcąc rozmyślać nad tym, co było i nie wróci. Ponownie spojrzałam na chłopaka, który powiedział:
- Jestem Justin, tak w ogóle – powiedział, a ja prychnęłam na tyle cicho, aby tego nie usłyszał. Wiem – pomyślałam. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Nicole, miło mi cię poznać – powiedziałam ze ściśniętym gardłem. Odchrząknęłam i rozejrzałam się po wypiekach. – Wow, są piękne – powiedziałam na widok pięknie udekorowanych pierniczków rozłożonych na blaszce.
- Częstuj się jeśli chcesz – powiedział Justin. Zerknął na zegarek, który wskazywał szesnastą. Ściągnął roboczy fartuch i podszedł do drzwi, które zamknął od środka i przekręcił tabliczkę z napisem ‘otwarte’ na tą z ‘ zamknięte’. Odwrócił się do mnie z uśmiechem i spytał:
- Piekłaś kiedyś pierniczki? – spytał błyskając białymi zębami w uśmiechu. Ten widok sprawił mi ból, który na chwilę odebrał mi zdolność jasnego myślenia. To był uśmiech, który kiedyś przeznaczony był tylko dla mnie.
- Nie… - powiedziałam z wahaniem. – Zarówno ja, jak i moi rodzice woleliśmy trzymać się z daleka od robienia ciast – zaśmiałam się na to wspomnienie.
- W takim razie trzeba to zmienić! Co to za święta bez pierniczków? Oh, słyszałem, że nie lubisz świąt – powiedział z namysłem Justin i westchnął głęboko. – Jak tylko zabierzemy się do pracy i zaczniemy dekorować, mam nadzieję, że zmienisz zdanie.
Nie skomentowałam słów Justina i w milczeniu udałam się za im na zaplecze, gdzie na ogromnym blacie leżała mąka i inne składniki potrzebne na pierniczki. Odmierzył wszystko w odpowiednich ilościach i zaczął ugniatać ciasto. Kiedy było gotowe, rozwałkował je i dał mi foremki, abym zaczęła wycinać różne kształty, od choinek, po serduszka, reniferki, dzwoneczki i domki.
Przy robieniu wypieków towarzyszyło nam dużo śmiechu. W pewnej chwili Justin zaczął śpiewać piosenkę świąteczną, która akurat leciała w radiu, a ja, nie wiedząc kiedy, dołączyłam do niego. To było… Przyjemne. Tak samo jak robienie pierniczków. Co prawda skończyłam z białymi śladami na twarzy i z mąką we włosach, ale było warto.
Wstawiliśmy je do piekarnika na dziesięć minut, a w między czasie Justin posprzątał blat a ja siedziałam na wysokim stołku, popijając herbatę i obserwując chłopaka. W mojej głowie niewiadomo skąd pojawiło się pytanie: Co by było, gdybym wciąż była z Justinem? Czy byłabym szczęśliwa? Prychnęłam i pokręciłam głową. Oczywiście, że byłabym szczęśliwa. Pewnie realizowałabym swoje wielkie plany na przyszłość jakie niegdyś miałam i za wszelką cenę dążyłabym do ich spełnienia, bo Justin codziennie dawałby mi siłę, aby o to walczyć.
Spuściłam wzrok na swoje dłonie, czując jak niechciane łzy pojawiając się w moich oczach. Otarłam je błyskawicznie i wzięłam głęboki oddech. Z całych sił próbowałam zająć czymś swoje myśli, byleby nie myśleć o tym, co by mogło się zdążyć gdybym postąpiła inaczej.
Kiedy pierniczki były gotowe, Justin wyciągnął blachę z piekarnika, a z szuflady kilka tubek z kolorowym lukrem. Chłopak od razu zabrał się do pracy, a ja dołączyłam do niego po chwili wahania. Szybko zorientowałam się, że dekorowanie pierniczków to nie moja działka. Kiedy Justin zobaczył mojego renifera z krzywym nosem i zniekształconymi rogami, wybuchnął śmiechem.
- Ej, mówiłam, że nie mam zdolności manualnych! – fuknęłam na co Justin zaśmiał się jeszcze bardziej.
Fakt, powód do śmiechu miał. Moje pierniki przy jego wyglądały co najmniej żałośnie.
- Ale to nie fair, ty jesteś zawodowcem – mruknęłam patrząc z zazdrością jak Justin rysuje ludzika lukrem.
- Przecież ja nic nie mówię! – powiedział na swoją obronę.
- Tak, jasne – powiedziałam z ironią i przez chwile starałam się udawać obrażoną, jednak Justin szybko pokrzyżował moje plany i nie minęły dwie minuty, a znowu się śmiałam.
Praca była żmudna, jednak sprawiła nam wiele radości i byliśmy dumni z efektu końcowego. Fakt, że moje pierniczki wyglądały jak nieco… Cóż no, po prostu były niezbyt idealne, to i tak o dziwo, z wielką przyjemnością je dekor0wałam. Justin miał rację, pieczenie pierniczków ma coś w sobie.
- Nicole, myślę, że powinniśmy się zbierać – powiedział Justin myjąc ręce. Spojrzałam na zegarek leżący na półce. Było wpół do osiemnastej. Fakt, czas najwyższy się zbierać. Wytarłam ręce i kiwnęłam głową, idąc za chłopakiem.
Justin zaprowadził mnie na wzgórze z którego rozpoczęłam swoją podróż po tym miejscu. Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy ujrzałam tam wszystkich, których dzisiaj poznałam. Louis i Harry stali blisko siebie, stykając się ramionami. To mi wystarczyło, aby zrozumiała o co chodzi. Posłałam im szeroki uśmiecha na co Louis zmrużył oczy i pokręcił z rozbawieniem głową. I co? Łyso teraz Tomlinson? Harry stał i wpatrywał się we mnie z wdzięcznością w zielonych oczach. Jego usta ułożyły się w proste dziękuję, a ja poczułam jak ciepło oblewa moje serce.
Obok stał Niall, który rozmawiał z Liamem. Oboje na mój widok przerwali swoją rozmowę i uśmiechnęli się przyjaźnie. Odpowiedziałam im tym samym i spojrzałam na dwie ostatnie osoby.
U mojemu wielkiemu zdziwieniu, Demi i Justin stali obok siebie i… Rozmawiali. Naprawdę rozmawiali. Tak po prostu. Rozumiecie co? Uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia i uśmiechnęłam się jak głupia, nie mogąc uwierzyć w to, że mi się udało. Zayn rozmawiając z Demi patrzył jej cały czas prosto w oczy. W ciemnych oczach chłopaka dostrzegam ciepło i troskę. W jego zachowaniu kryło się też trochę nieśmiałości i niepewności, wiedziałam, że Malik boi się, że powie coś źle i zrani Demi. Dziewczyna za to nie zabijała go już spojrzeniem, zamiast tego patrzyła się na niego łagodnie, jednak z lekkim dystansem. Ale to dobrze, czuję, że prędzej czy później ułoży się między nimi. Pomachali mi na powitanie, a Zayn nic nie powiedział, jedynie spojrzał mi przeciągle prosto w oczy. To mi wystarczyło. Wystarczyła mi ta wdzięczność w jego spojrzeniu.
- Przyszliście tutaj specjalnie dla mnie? – szepnęłam czując łzy wzruszenia w oczach.
- Pewnie, ze tak – odpowiedział Niall, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Zakryłam dłonią usta i uśmiechnęłam się do nich.
Najpierw pożegnałam się z Niallem, następnie z Zanem, który podziękował mi za pomoc, później z Demi, którą poprosiłam o to, aby była łagodna dla Zayna. Dziewczyna zaśmiała się jedynie cicho i powiedziała:
- Postaram się.
Później podeszłam do Louisa i Harry`ego i uśmiechnęłam się szeroko.
- Widzisz Louis, na drugi raz się mnie słuchaj – powiedziałam nonszalancko. Louis z rozbawieniem prychnął i przytulił mnie mocno do siebie.
- Dziękuję, że otworzyłaś mi oczy – powiedział cicho.
- Cieszę się, że mi się to udało.
Przytuliłam się do Harry`ego, który nie odezwał się, jednak jego silny i ciepły uścisk powiedział mi wszystko.
Niepewnie zbliżyłam się do Justina, którego także przytuliłam i nie mogąc przezwyciężyć tego pragnienia, zaciągnęłam się jego zapachem, który był dokładnie taki sam. Zacisnęłam powieki, wiedząc, że nie mogę się rozpłakać. Udało mi się powstrzymać łzy i po pożegnaniu z Austinem, ruszyłam w do Liama, który stał z boku.
- Ze mną jeszcze się nie zegnaj. Przyprowadziłem cię tutaj, więc musze cię też odprowadzić, prawda? – spytał uśmiechając się i wyciągając z kieszeni bluzy mały woreczek.
- No tak – powiedziałam i zaśmiałam się. Spojrzałam się na resztę i pomachałam im uśmiechając się delikatnie.
Liam otworzył woreczek którego wyleciały błyszczące drobinki.
- Co to jest? – spytałam zaskoczona.
- Zaraz się przekonasz. Nie bój się – zaśmiał się cucho.
Chwycił garść dziwnego pyłu i wysypał go na siebie od stóp do głów. Następnie zrobił ze mną to samo. Z przerażeniem poczułam jak unoszę się do góry, tracąc grunt pod nogami.
- Co się dzieje? – pisnęłam zszokowana.
- Spokojnie, nic ci nie grozi. Lecimy – powiedział Liam, śmiejąc się głośno i ruszając rękoma jakby pływał. Zaśmiałam się w niedowierzaniu i zrobiłam do samo. Momentalnie przyspieszyłam i tak zaczęłam ścigać się z Liamem. Lecieliśmy w ciemną nicość przed nami, jednak nie napawało mnie to strachem. Byłam dziwnie spokojna i zrelaksowana.
- Czy teraz już wiesz dlaczego trafiłaś tutaj? – spytał po chwili ciszy Liam.
Mówiąc szczerze, myślałam nad tym w drodze powrotnej od Justina. I chyba zrozumiałam dlaczego.
- Chyba tak… - powiedziałam z wahaniem. – Chcieliście na nowo pobudzić we mnie miłość do świąt, prawda? – upewniłam się, a Liam uśmiechnął się pod nosem i kiwnął głową.
- Dokładnie tak. I co, udało nam się to? – spytał. Zastanowiłam się chwilę, analizując cały dzisiejszy dzień.
- Wiesz co, myślę, że tak – powiedziałam niepewnie. – Co prawda nic specjalnego się nie działo ,ale wystarczyły takie małe, pojedyncze momenty i słowa, które sprawiły że… Coś się zmieniło.
- Cieszę się. Mam nadzieję, że teraz będziesz szczęśliwa – powiedział Liam całkowicie szczerze. Uśmiechnęłam się do niego.
- Tez mam taka nadzieję… - szepnęłam i utkwiłam wzrok w bezkresnej czerni przede mną.
- Wesołych świąt, Nicole.
- Wesołych świąt, Liam.
11. [Glee - Santa Baby]
Obudziły mnie promienie grudniowego słońca rażące mnie w oczy. Westchnęłam sfrustrowana i zł na siebie, że nie zasłoniłam zasłon wczoraj przed snem. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. W mojej głowie zaczęły pojawiać się sceny z dzisiejszego snu, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech.
- Wiesz co masz robić – mruknęłam sama do siebie,
Wstałam z łóżka, wzięłam długą kąpiel a następnie wysuszyłam i wgniotłam piankę we włosy, czego nie robiłam osd bardzo dawna. Z szafy wygrzebałam bordową sukienkę, znalazłam grube rajstopy i dobrałam bordowe botki na obcasie pasujące do sukienki. Do torebki włożyłam portfel i inne potrzebne rzeczy.
Zrobiłam pełny makijaż i spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam jak nie ja. To znaczy, poznawałam siebie sprzed roku. Dziewczynę pełną życia z lśniącymi oczami i pozytywnym nastawieniem do życia. Znów zobaczyłam ta dziewczynę w lustrze.
Wyszłam ze swojej sypialni i ruszyłam do kuchni. Zatrzymałam się jednak w salonie, przy kominku. Zmarszczyłam brwi i zerknęłam w tamtą stronę. Miałam rację. Coś było nie tak. Mianowicie osiem paczek zapakowanych w świąteczny papier.
- Niemożliwe – mruknęłam i podeszłam do nich. Usiadłam na dywanie i zaczęłam patrzeć na każdą po ko0lei. Niall, Nicole, Harry, Liam, Demi, Zayn, Louis i Justin. Z rosnąca ciekawością chwyciłam paczkę ze swoim imieniem i rozpakowałam ja. W środku znalazłam komplet wszystkich płyt King sof Leon. Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia, obracając w dłoniach prezent moich marzeń.
Skąd to się cholera wzięło? Przecież to nie możliwe, żeby Święty Mikołaj zjawił się tutaj i podłożył te prezenty. Nie, niemożliwe. To był tylko sen. To był sen, prawda?
Podrapałam się po głowie i potrząsnęłam ją. To nie ma znaczenia. Leży tutaj jeszcze siedem paczek i toreb z prezentami więc trzeba coś z nimi zrobić. Trzy paczki włożyłam do dużej reklamówki, a torebki ułożyłam w przedpokoju. Narzuciłam na ramiona szary płaszcz i owiązałam szyję szalikiem. Chwyciłam wszystkie prezenty w dłonie i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam w taksówkę i podałam adres.
Zbliżała się godzina czternasta, więc jeśli do tej pory nic się nie zmieniło i moi przyjaciele dalej zbierali się w Wigilie w kawiarni Casablanca, powinni zaraz zaczynać swoje spotkanie.
To od zawsze była nasza tradycja. To właśnie tam wymienialiśmy się prezentami i spędzaliśmy kilka godzin, aby później rozjechać się do rodzinnych domów. Miałam nadzieję, że wciąż podtrzymują tą tradycję i nie jadę tam na próżno. Kiedy dojechałam na miejsce, serce dosłownie podeszło mi do gardła. Zapłaciłam taksówkarzowi i wygrzebałam się z pojazdu, prawie że wypuszczając torby z dłoni. Wzięłam kilka głębokich oddechów i ruszyłam w stronę wejścia do kawiarni. Niezdarnie weszłam do środka i ruszyłam w stronę naszego stałego stolika.
Z każdym kolejnym krokiem moje serce waliło coraz szybciej. Co powiedzą? Czy w ogóle tam będą? A jeśli mnie nienawidzą? Zacisnęłam powieki i przezwyciężając swój strach, przyspieszyłam kroku. Są! Zobaczyłam ich na chwilę przed tym, zanim Harry zobaczył mnie. Stałam nieruchomo, wpatrując się w twarz przyjaciela. Przełknęłam ślinę, kiedy wszystkie siedem głów zwróciło się w moją stronę.
- Cz-cześć – wyjąkałam i spuściłam wzrok na swoje buty.
- O mój Boże, Nicole! – krzyknęła Demi, podnosząc się z miejsca. Podeszła do mnie i mocno uściskała. – Tak bardo za tobą tęskniłam – szepnęła ja poczułam jak pierwsze łzy spływają mi po policzkach.
Kiedy przyjaciółka mnie puściła, zrobiłam niepewny krok w ich stronę.
- Znajdzie się miejsce dla mnie? – szepnęłam.
Wszyscy oprócz Justina wstali z miejsc i z szerokimi uśmiechami na twarzach przywitali się ze mną. Nawet jeśli byli mocno zdziwieni moim nagłym powrotem, dobrze to ukrywali. Jedynie Justin siedział nieruchomo i wpatrywał się w widok za oknem.
Usiadłam między Demi i Liamem. Przyjaciele zasypali mnie pytaniami, na które odpowiadałam z delikatnym uśmiechem na ustach. Wciąż jednak czułam się skrępowana, gdyż czułam wiszące w powietrzu napięciem między mną a Justinem.
- Mam dla was prezenty – powiedziałam uśmiechem i zaczęłam każdemu rozdawać podarunki. Bacznie obserwowałam ich rekcje oraz rzeczy, które dostali, gdyż sama byłam ciekawa co znajduje się w torbach i paczkach. Demi dostała ciepły sweter z norweskim wzorem, Harry czapkę beanie, Liam płytę Coldplay`a, Zayn komplet książek jego ulubionego pisarza, Louis nauszniki, a Niall kubek termiczny i dużo słodyczy, które od razu zaczął zajadać. Jako ostatni swój prezent otrzymał Justin.
- Proszę, to dla ciebie – powiedziałam i wyciągnęłam torbę z prezentem w jego stronę. Chłopak spojrzał na to, a następnie na mnie, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie chcę od ciebie prezentu – warknął i gwałtownie wstał od stolika i w samym swetrze wyszedł z kawiarni. Zmarszczyłam brwi czując łzy rozczarowania napływające mi do oczu. Zagryzłam wargę i szybko ruszyłam za chłopakiem. Wybiegłam za kawiarni i dogoniłam go.
- Justin! – krzyknęłam.
- Co, Nicole? – warknął.
- Przepraszam – powiedziałam cicho, nie wiedząc co więcej mogę powiedzieć. – Wiem, że to nie zmieni tego co zrobiłam, ani tego jak się zachowałam, ale… Ja… Tęsknię za nami, naprawdę tęsknię, Justin – wyszeptałam przełykając gulę w gardle. Justin spojrzał na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami w których widziałam niemy wyrzut.
- Łatwo ci to przyszło? Zostawienie nas tak z dnia na dzień? Odejście praktycznie bez pożegnania? Myślałaś chociaż o mnie? Tęskniłaś? – wyszeptał chowając dłonie w kieszeniach spodni.
- Oczywiście, że nie przyszło mi to łatwo, ale ja po prostu…. Zagubiłam się. Potrzebowałam czasu – szepnęłam mrugając oczami, aby się nie rozpłakać.
- Czasu? Potrzebowałaś czasu, aha… - mruknął kręcąc głową a po chwili kopnął nogą w warstwę śniegu na chodniku. – Nie mogłaś tego powiedzieć? Dałbym ci tyle czasu ile tylko chciałaś. Ale ty zniknęłaś na pół roku, Nicole! Pół roku!
- Ja wiem, ja… - szepnęłam zacisnęłam powieki. – Czy… Czy ty mnie jeszcze kochasz? – spytałam łamiącym się głosem. Nie miałam odwagi, aby spojrzeć mu w oczy, więc wpatrywałam się w swoje stopy.
- Oczywiście, że cię kocham. Nigdy nie przestałem – mruknął.
- Więc proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Daj nam jeszcze jedna szansę. Każdy na nią zasługuje, nie pamiętasz, Justin? – spytałam szeptem i zrobiłam niepewny krok w jego stronę. Zagryzłam wargę i przyłożyłam dłoń do jego policzka.
Chłopak uniósł swoje spojrzenie na mnie i po chwili nasze oczy się spotkały. Widziałam ból w jego spojrzeniu. To wszystko moja wina. To przeze mnie cierpiał. Ale wiedziałam też coś innego. Coś oprócz bólu. Widziałam miłość., którą starał się maskować, jednak nie wyszło mu to do końca.
Justin przymknął powieki i wypuścił powietrze z płuc. Mego sylwetka nagle wydała mi się taka mała i drobna. Chłopak spuścił wzrok, aby następnie znów na mnie spojrzeć. To trwało tylko sekundę, gdyż zaraz po tym Justin przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nigdy więcej mnie ze zostawiaj – poprosił gładząc mnie po włosach. Po mojej twarzy spłynęło kilka łez a ja pokiwałam głową.
- Nigdy więcej, obiecuję. Kocham cię Justin i naprawdę bardzo cię przepraszam – wyszeptałam i nie zdołałam powiedzieć nić więcej, gdyż chłopak zamknął mi usta pocałunkiem.
- Wesołych świąt, Nicole – wyszeptał w moje usta.
- Wesołych świąt, Justin – szepnęłam z uśmiechem.
Świetny one-shot! Niczego tutaj nie brakowało, tekst jest dużo i czytało się naprawdę wspaniale. Podobało mi się ogromnie. Dziękuję za taki prezent!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo zdrowia, szczęścia, radości, uśmiechu, spotkania idoli, koncertów, wspaniałych prezentów i świąt spędzonych w radosnej atmosferze! xx
WESOŁYCH ŚWIĄT!
@_luvmyboobear
świetny one-shot! Musiałaś bardzo długo nad nim siedzieć,zazdroszczę talentu :(wesołych świąt xx
OdpowiedzUsuńTo jest naprawde swietne :")
OdpowiedzUsuńWesołych świąt ❤
SUPER!!! Bardzo mi się podobało, a wątek Harrego i Louisa.... wymiata :D Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńO jeju cudo. To jest na prawde cudowne i niczego bym nie zmieniła. Pisz dalej i wesołych świąt. Tak mnie to zachęciło że przeczytam sobie jeszcze tego z zeszłego roku xx @love_Larryx
OdpowiedzUsuńJejku jakie to było cudowne...
OdpowiedzUsuńWszystko opisalas idealnie
Omg *.*
@kostka22
świetny. w pewnym sensie mogę się upodobnić do Nicole, ja też nie lubię świąt i też od dwóch lat..:/
OdpowiedzUsuńone-shot jest na prawdę świetny. aż nie wiem co mam powiedzieć.:)
@PPatryczeczek
jeju, kolejny Twoj tekst, ktory kocham, jestes wspaniala. Wszystko jest idealne ♡
OdpowiedzUsuńOne shoty świetnie Ci wychodzą. Powinnaś pisać je częściej! :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na historię, kojarzy mi się z Opowieścią wigilijną, którą uwielbiam <3 Zakończenie mnie po prostu zachwyciło! Cudownie się czytało to opowiadanie :)